Pyszny, cytrynowy... z
delikatną cytrynową pianką... idealny na przywitanie wiosny. Tej
prawdziwej. Tej, na którą tak bardzo czekaliśmy.
Przepis znalazłam w starych
zapiskach w domu mojego Taty. Sama nawet nie wiem czyją ręką był pisany. Przepis
wydał mi się bardzo ciekawy, bo tort miał być robiony z kilku placków,
pieczonych pojedynczo. Myślałam, że to trochę pracochłonne, ale... ciekawość
przysłoniła tę trudność i efekt końcowy zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Przepis
trochę zmodyfikowałam i teraz jest właśnie taki o jaki mi chodziło. A tort...
sami zobaczcie
Składniki na placki:
500 g mąki pszennej tortowej
110 g cukru (1/2 szklanki)
2 jajka (1 całe + żółtko)
2 łyżeczki proszku do
pieczenia
125 g (½ kostki)
margaryny
60 ml śmietany
60 ml kefiru
Składniki na krem:
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki cukru
½ l mleka
3 żółtka
200 g masła dobrej jakości (82
% tłuszczu)
¾ szklanki
(o poj. 200 ml) cukru pudru
sok wyciśnięty z 2 cytryn
Składniki na piankę
cytrynową:
400 ml śmietanki kremówki (30%)
1 opakowanie galaretki cytrynowej
250 ml wrzącej wody
Wykonanie placków:
Do misy miksera wbiłam jajko i
żółtko, dodałam margarynę i cukier. Dokładnie utarłam mikserem na puszystą
masę. Nie przerywając ucierania wsypywałam partiami mąkę wymieszaną z proszkiem
do pieczenia oraz kefir i śmietanę. Wymieszałam.
Piekarnik włączyłam na 180 °C.
Ciasto dokładnie wyrobiłam,
podsypałam mąką i wyłożyłam na deskę i ukształtowałam kulę. Podzieliłam na 8
równych części.
Każdy kawałek ciasta
wałkowałam na cienkie placki.
Wykrawałam krążki wielkości
średnicy tortownicy (24 cm) i wkładałam do wyścielonej papierem do pieczenia
tortownicy.
Każdy placek piekłam osobno.
Kiedy wykrawałam krążki ciasta,
zostały mi skrawki. Z tych skrawków zrobiłam dziewiąty krążek.
Tortownicę włożyłam do
nagrzanego piekarnika i piekłam placek około 14 minut, aż się pięknie
zarumienił.
Placki wyjmowałam z tortownicy
jeszcze gorące i przekładałam na tacę. Są bardzo kruche i trzeba to zrobić
delikatnie i szybko. Potem jak wystygną bardzo łatwo się łamią.
Czas na zrobienie kremu
Cukier i mąkę wymieszałam z
niewielką ilością mleka. Połowę mleka zagotowałam (resztę zostawiłam) i do
gorącego wlałam wymieszaną mąkę z cukrem. Na średnim ogniu ugotowałam budyń.
Nie przerywałam mieszania, żeby nie powstały grudki. Zrobiłam to za pomocą miksera.
Ugotowany budyń zestawiłam z
kuchenki. Ponownie włączyłam mikser i nie przerywając mieszania do gorącego
budyniu dodałam po kolei żółtka a następnie resztę mleka.
Puszysty kremowy budyń
odstawiłam do wystudzenia.
Masło i cukier utarłam na
puszystą masę a następnie, nie przerywając ucierania dodawałam zimny budyń. Na
koniec dodałam ekstrakt cytrynowy i stopniowo wlewałam sok wyciśnięty z dwóch
cytryn.
Masę włożyłam na godzinę do
lodówki, żeby lekko stężała.
Pierwszy wystudzony krążek
ułożyłam na paterze. Posmarowałam go
kremem. Położyłam drugi krążek i lekko docisnęłam. Ciasto popękało, bo jest
bardzo kruche i twarde. Delikatnie rozmieściłam kawałki ciasta na swoim miejscu
i rozsmarowałam kolejną porcję kremu i tak zrobiłam ze wszystkimi krążkami.
Wierzch i boki tortu również
posmarowałam kremem.
Dziewiąty krążek ciasta
rozkruszyłam w blenderze na piasek i posypałam nim boki tortu.
Tort wstawiłam do lodówki.
W tym czasie zrobiłam
cytrynową piankę
Galaretkę cytrynową
rozpuściłam w szklance gorącej wody. Wystudziłam.
Galaretka ma lekko tężeć.
Kremówkę ubiłam na puch. Mikser
ustawiłam na niskie obroty i nie przerywając miksowania, wlewałam malutkim
strumieniem tężejącą galaretkę do puszystej śmietanki.
Z lodówki wyjęłam tort i wokół
niego założyłam obręcz tortownicy.
Na wierzchu rozłożyłam puszystą
piankę. Wygładziłam wierzch. Trzeba to robić w miarę szybko, bo pianka szybko
zastyga.
Tort wstawiłam do lodówki. Po dwóch
godzinach zdjęłam obręcz i już mogłam zająć się jego dekorowaniem.
No... jakoś się udało. Podoba
się Wam?
Nie mogłam się oprzeć i odkroiłam
porządny kawałek, bo ... bo chciałam zajrzeć do środka, żeby zobaczyć jak wygląda
jego wnętrze
Powiem szczerze, że mi się
podoba. Teraz już musiałam spróbować jak smakuje
Na razie musicie uwierzyć mi
na słowo... jest pyszny. Z delikatnym akcentem cytrynowym. Nic
tutaj nie dominuje. Ani słodycz ani cytryna. Wszystko się równoważy. Po prostu niebo w gębie.
Zachęcam Was do zrobienia tego
tortu. Wiosna czeka...
Życzę SMACZNEGO! Krys
Dziękuję
za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz...